Dominik Knaak

Dominik Knaak – W „Kurtynie” odpowiada za technikę sceny i oświetlenie.

Z Gdynią związany od dnia narodzin czyli już 22 lata. Szczęśliwy narzeczony. Na co dzień człowiek wielu zawodów i pasji. Pracuje jako wodzirej.

– Co w teatrze oceniasz jako ważniejsze: to co widać czy to co słychać? Co Twoim zdaniem w największym stopniu wpływa na to co, czuje widz?

Z nagłośnieniem sztuk teatralnych jest tak – jak wszystko jest dobrze to nikt nie zwraca na to uwagi, a jak jest źle, to wszyscy słyszą, że było coś nie tak. Zupełnie inaczej jest ze światłem. Oświetlenie może albo wyciągnąć ze spektaklu to co najlepsze, to co próbował ukryć reżyser albo zupełnie zepsuć odbiór. Dzięki oświetleniu możemy jeszcze bardziej poruszyć emocje widzów a przecież po to się do teatru chodzi – żeby coś przeżyć.

– Decydujesz co na scenie widać, co jest wyeksponowane, więc w dużej mierze decydujesz o ostatecznym kształcie sztuki, czujesz się jej reżyserem?

Możliwości dzisiejszej techniki są praktycznie nieograniczone. Wystarczy użyć trochę wyobraźni, pomyśleć jakie ustawienie światła pozwoli uzyskać efekt, który chciał osiągnąć reżyser. Wymaga to często dużo pracy na próbach. Czasami trochę jak w filmie aktorzy powtarzają kilka razy jakąś scenę abyśmy mogli osiągnąć najlepszy efekt. Ale generalnie razem z reżyserem musimy współpracować. Nie każda moja wizja się podoba jemu, a i ja czasami trochę przestawiam aktorów dla osiągnięcia lepszych efektów.

– Jak to wszystko ogarniasz technicznie?

Wszyscy jesteśmy samoukami i dzielimy się zdobytym doświadczeniem z innymi. Tak udaje nam się osiągnąć efekt. Wykorzystujemy taki sprzęt jaki mamy. Jasne, że marzą nam się lepsze światła, konsolety czy mikrofony, ale nikt z nas na tym nie zarabia. Inwestujemy swój czas ale i pieniądze. Wszystko to metodą małych kroków. Ja swoją przygodę z techniką sceny zacząłem w wieku 13 może 14 lat. Po prostu ksiądz z jednej parafii poprosił mnie o pomoc. Najpierw nosiłem kable ale, potem zacząłem sam coś podłączać, próbować. Potem znalazłem tam trochę oświetlenia, więc zacząłem się tym bawić i jakoś zaczęło to działać. Potem pojawiało się coraz więcej sprzętu i coraz więcej problemów do rozwiązania. I jakoś tak wychodzi, że cały czas się rozwijam i dlatego to lubię.

– Jakie trudności napotkałeś przy Kurtynie 2016?

Największą trudnością było to, że wszystko było dla nas nowe. Począwszy od sceny w kościele, słupy oświetleniowe aż do takich drobnych spraw, jak to, że za kulisami nic nie widać i trzeba organizować światło. Wcześniej rozkładaliśmy mniej sprzętu i to tylko na jeden spektakl. Tutaj czekał nas cały tydzień występów wieczorem, a do południa prób. Tu nie mogło być żadnej lipy. Wszystkie kable musieliśmy ukrywać. Z jednej strony, aby było to estetyczne, ale także dla bezpieczeństwa. To nie było 20 osób, jak dotychczas, którym mogliśmy powiedzieć „tu uważaj bo leży kabel”. Tu przewijało się dużo grup artystycznych i to na nas, jako ekipie technicznej, spoczywało zadbanie o ich bezpieczeństwo. Ale otrzymaliśmy dużo ciepłych słów, co było dla nas dużą nagrodą. Miło słyszy się podziękowania za profesjonalizm i pomoc pomimo tego, że na co dzień robimy zupełnie inne rzeczy.

– Jak oceniasz młodych aktorów? Jacy są w porównaniu z rówieśnikami?

Ogromnie doceniam ich za to, że rozwijają swoje pasje. Czasy mamy jakie mamy i dziś młodzieży inne rzeczy w głowie niż „zabawa w teatr”. Ale ja w okresie gimnazjum też lubiłem różnego rodzaju inicjatywy, w których mogłem rozwijać swoje talenty. Mam nadzieję, że w tym roku poziom będzie jeszcze wyższy niż rok temu. W końcu mieli 12 miesięcy na dokształcenie 🙂

– Aktorzy wymagali od Ciebie jakich rzeczy niemożliwych? Są z tym związane jakieś zabawne sytuacje?

Zasadniczo aktorzy rzadko mają jakieś wymagania. Proszę pamiętać, że są to grupy amatorskie i dla większości z nich samo profesjonalne oświetlenie jest czymś nowym. Zdarzały się pytania trochę abstrakcyjne jak to czy scena nie mogłaby być większa, albo czy rzutnik nie mógłby być podwieszony z góry. Ale to raczej pomysły reżyserów, które zrealizować byłoby ciężko bez przerabiania połowy kościoła 🙂
Ale była taka sytuacja w grupie „Nazaret”, z której wywodzi się niejako „Kurtyna”. Otóż, kiedyś mieliśmy grać pasję w kościele w Pucku. Sztuka miała być wieczorem, ale i tak było za jasno aby osiągnąć ten efekt oświetleniowy o który nam chodziło. W tamtym spektaklu światło gra bardzo mocno. Oczywiście nikt nawet nie myślał, żeby zasłaniać tam okna wysokie na 19 metrów. Ale reżyser trochę prześmiewczo powiedział: „no Dominik, pewnie jeszcze okna w Pucku będziemy zasłaniać”. Odpowiedziałem, że pewnie się nie da. Ale jeśli chce to potraktować jako wyzwanie to możemy. Tydzień później wisiały wielkie kotary na oknach, a w kościele było ciemno jak w nocy. Cała ekipa techniczna zaangażowała się w to aby osiągnąć taki efekt. I dlatego uwielbiam współpracować z tym zespołem. Nie ma rzeczy nie możliwej dla nich. A proboszczowi tak się to zaciemnienie spodobało, że korzystał z niego już kilka razy i ma je na własność. 🙂

– Jesteś wodzirejem, wtedy stajesz z mikrofonem w ręce a przy Kurtynie za mikserem/konsoletą – w której roli czujesz się lepiej? Czy te dwa doświadczenia pomagają sobie nawzajem?

Zdecydowanie tak. Praca własnym głosem pozwala na lepsze nagłaśnianie. Łatwiej mogę się domyślać czego oczekuje aktor, będący na scenie, bo sam tego oczekuję jako wodzirej. Staram się też czasami podpowiadać aktorom. W końcu jednymi z pierwszych osób, poza reżyserem, które oglądają sztukę jest realizator światła i dźwięku. Kiedy prowadzę imprezy, muszę też zatroszczyć się o sprzęt, z którego korzystamy. Sami rozstawiamy go razem z DJem i odpowiadamy za to, aby był odpowiedni efekt. Wszystko to ku zadowoleniu gości.

Wodzirej Dominik – kontakt